piątek, 29 kwietnia 2011

Smoki

Róże purpurą krwi malowane. Nieme. Skupione, rozdeptywane. Stopy. Ich cienie. Zamknięte oczy. Pełnia, skupienie. Silnik zaskoczy lub cisze rozsieje. Wiatr wyje wściekły. Jeszcze nie dnieje. Tych kilka godzin najokrutniejszych. Dłonie zatarte w kątach ciemniejszych. Chwytne i dzikie, nieposkromione. Jad sączą mętny wyobrażone. Powieki spięte serca skurczami. Snem, jawą, kolejnymi drzwiami. Blask szczelinami wciska się podły. Kłamliwy. Złudny. Budzący modły. Nikogo nie ma. Nikt nie nadchodzi. Ktoś leży obok. Słucha. Lęk inny rodzi. Zegar kłamie w milczącej zmowie. Nic oprócz słońca prawdy nie powie. Jesteś? Odpowiedz? Nie kryj urazy. Bez ofiar brudne malujesz obrazy. Wciąż nienażarty. W odrętwiałym ciele. Na żarty liczą tylko wielbiciele. Bałwany, w które nikt już nie wierzy. Syki w kominach. W stropach napięcia. wszystkie oblicza, na których cięcia wyryłeś głębokie. Przejść ten mur można już tylko bokiem. Przede mną pustka. Ostatnie słowa. Jest inna jednak prócz ludzkiej mowa. Inne pomniki. Inne istnienia. Wszystkie to bliskie wszak zapomnienia. Lękiem zasnute, jak i domysłem. Zamyka oczy nam to, co ścisłe. Jest pewna prawda swym krzykiem niema... Prawdziwych smoków naprawdę nie ma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz