środa, 6 czerwca 2012
wtorek, 5 czerwca 2012
poniedziałek, 4 czerwca 2012
Schizofreniczna Rzeczywistość
Istoty ludzkie od tysiącleci zadają sobie pytanie o sens, ład, jak i adekwatność Rzeczywistości, w jakiej przyszło im egzystować na przestrzeni wieków w stosunku do indywidualnych jej wyobrażeń kreowanych w oparciu o (mniej lub bardziej pełen) kontakt z otoczeniem. Czyż fantasmagoryczne obszary, w których przyszło istnieć nielicznej grupie schizofrenicznych sióstr i braci nie są niedostępnym dla nas obszarem Rzeczywistości? Czy w gruncie rzeczy my wszyscy nie jesteśmy schizofrenikami?
Cofnijmy się (w przybliżeniu) o dwa tysiące lat. Rzymski patrycjat wsłuchuje się w plotki burzące ład ówczesnego Świata zarówno na płaszczyźnie społeczno-kulturowej, jak i połeczno-gospodarczej. Na arenę historii ludzkości wkracza bodem młody Niewolnik (filozof), który proponuje szereg przemian w wyżej wymienionych sferach rzeczywistości społecznej. Głosi nowe poglądy (w systemie "mono") w społeczeństwie "poli-fonicznym". POLIteistów naucza o MONOteistycznym - Jednym-Jedynym Prawdziwym Bogu. POLIgamistów nawołuje do MONOgamii. Burzy ład społeczny infekując jego najsłabszy obszar (w odniesieniu do intelektualnej świadomości) nowym środkiem o złudnym działaniu leczniczym - setki lat później bowiem doktryna ta posłuży do kamuflowania prymitywnych żądz jednostek, czy też grup. tak pokrótce przedstawia się historia schizofrenicznego bojownika, ideologa, który przekonał tysiące ludzi, później pokoleń do do nonkonformistycznego modelu rzeczywistości. Rzeczony projekt z ziarna Jego jaźni rozrósł się do rozmiarów gąszczu okalającego miliardy indywiduów.
Nasuwa się zatem pytanie: Czy dostatecznie silna, zdeterminowana w swym postępowaniu jednostka (następnie grupa fanatyków jej towarzysząca - rozrastająca się z czasem do rozmiarów stowarzyszenia, ugrupowania i partii politycznej) nie jest w stanie zasiać w nas ziarna zwątpienia w prawdziwość naszych sądów? Czy nie jest w stanie przekonać nas do słuszności swoich, a w ostateczności do uznania realności (ba, nawet wyłączności) jej projektu rzeczywistości?
Za doskonały przykład posłuży mi stosunkowo niedawna historia irracjonalnego (w pewnym sensie) Twórcy Nowego Świata, w którym ustala on swoisty ład i porządek. tworzy w nim nowe zasady moralne, etyczne i społeczne. [Można by uznać go za twórcę gier RPG] Człowiek ten zakłada w swym umyśle projekt Świata idealnego, w którym odrzuca wszelkie uchybienia, niedociągnięcia i słabości poprzedniej rzeczywistości. Tworzy rasę istot doskonałych - strażników wykreowanego Królestwa. Rozlicza się - początkowo w swym umyśle, następnie zaś Nowym Świecie - z błędem Boga (twórcy dotychczasowych zasad gry). Podobnie jak Niewolnik, o którym pisałem wyżej, zdobywa stopniowo zwolenników rosnąc w siłę. Po pewnym czasie hybryda stworzonej przez niego Rzeczywistości zdobywa poparcie, po czym rozpoczyna się proces wdrażania jej do istnienia. Nasz Mistrz Gry nadaje podstawy ontologiczne swym marzeniom powołując do życia (na kilka zaledwie chwil) swój urojony - Idealny Świat.
Los kpiąc z nieposłusznych mu niewolników zabiera ich w takim momencie, w których historia może penie korzystać i przetwarzać ich (pozytywny i negatywny) dorobek, ideologię, jak i realnie istniejące świadectwa urzeczywistnienia wyobrażeń. Zatem drodzy czytelnicy - posiadający własny Świat - nie bójcie się Go urzeczywistniać. Wy - żyjący w obszarze własnej imaginacji - nie pozwalajcie nikomu podważać realności swych schizofrenicznych Królestw. Nauczcie się z nimi żyć. W nich istnieć. Z innymi korelować, a gdy nadejdzie wasza kolej... kto wie?
lucypherus
Listopad 2003, nr 1 "a.k.u.s."
niedziela, 3 czerwca 2012
Interpelator
Ludzki
cień zamrugał na frontowej ścianie budynku. Była głęboka noc,
którą oddzielały od zabudowań skromne oliwne latarnie. Za nimi
panował niepodzielnie mrok i żywiące się nim istoty. Od szumu
liści odróżniał się jedynie trzepot wstążek z zaklęciami
oplatających żerdzie ogrodzenia. Nikt nie miał pewności co
skuteczniej zniechęca nieproszonych nocnych gości – zaklęcia,
czy sam hałas. Od kilku ostatnich miesięcy nie miało to już
jednak większego znaczenia. Wkrótce wszyscy mieli spotkać się i
stanąć ramię w ramię.
Rozporządzeniem
jej królewskiej mości sprzed trzech lat kraj miał ponad rok aby
przygotować się na nadchodzące miany. Wcześniejsze pamiętali już
tylko nieliczni. O wielkiej wojnie wspominano jak najrzadziej. O
zaborze Księstwa Zimy już prawie tylko i wyłącznie milczano.
Namiestnik zaś po tragicznej śmierci Króla rannym ptaszkom nakazał
śpiewać jedynie o nadchodzących uroczystościach. To one miały
zjednoczyć wszystkich poddanych. Ci z kolei dawno już przestali
wierzyć nie tylko w pojednanie, ale i dzielące ich różnice.
Męska
sylwetka bezszelestnie pokonała dzielącą ją od czarnego lasu
palisadę by rozpłynąć się w pustce. Jej kontury odcinało
jeszcze tylko niknące za nią światło. Postać poruszała się
zwinnie choć towarzyszyła temu pewna niezgrabność. Trudno było
określić, czy było to złudzenie wywołane światłem, czy jakiś
fizyczny defekt.
Za
panowania Króla jedno, co niewątpliwie uległo zmianie to podejście
do ułomności i niedoskonałości fizycznych. Może nie tyle
faktycznie, co medialnie. Spowodowało to spore zamieszanie w
królestwie, bo wielu jego mieszkańców przyjęło salonową
etykietę nienazywania rzeczy takimi jakimi je widzą, lub są. Nikt
nie ważył się bowiem nazwać Króla mianem, którym określano go
przed objęciem tronu ze względu na, powiedzmy sobie możliwości
jakie dał mu piastowany urząd, a których jednocześnie pozbawił
całą resztę dworu. Zwracano się w tej sprawie zarówno do
nadwornych skrybów, jak i filozofów. Ci pierwsi bowiem zbyt
nieliczni i całkowicie pochłonięci spisywaniem ustaw i dekretów
nie mogli rozwiązać sprawy na poziomie słownikowym. Drudzy z kolei
zamknęli się w komnacie rozważań i z tego, co wiemy są tam po
dzień dzisiejszy mimo tego, że Króla już nie ma, a Namiestnika
nie obchodzi ani on sam, ani problemy jakie pojawiły się w
królestwie za jego rządów.
Ostatecznie
kwestia nie tylko pozostała nierozwiązana, ale doprowadziła do
kolejnych problemów. Kiedy bowiem nikt już nie musiał przejmować
się tym jak i co o kim mówić zamieszanie zaczęło powoli nabierać
konkretnego kształtu pewnego samoczynnego uporządkowania. W
kronikach widnieją zapisy obrad, które zawierają wiele tego
świadectw i śladów. Dowody na to znajdują się w stenopisach ich
dotyczących. Warto nadmienić, że wielu skrybów jak na przykład
An Słodki zaprzestało swej
działalności, która początkowo w drodze przemian politycznych,
zawsze zaś językowych wprawiała ich w dobry humor i rozbawienie,
czemu dawali upust w swoich dziełach, potem wpędzała w kozi róg
paradoksów i nonsensów, ostatecznie natomiast szaleństwo.
Czytamy
zatem jak następuje fragment obrad Senatu dotyczący zamieszek przy
pomniku Dębów elfickich:
„-
Elf Arkin do przedstawicieli
Izby Krasnoludów: Zachowanie tych kurdupli jest skandaliczne!
Pedalska hołota wypuszczona z ciemnych kopalń nie potrafi robić
nic innego jak tylko szkalować dobre imię czystej rasy! Obrzucać
gównem i...
-
Izba Krasnoludów: Chamstwo i bezprawie! Samiście pedały i
ksenofoby!”
Panowały już wcześniej w królestwie podziały istniejące ze względu na
zajmowane stanowiska, czy miejsce zamieszkania. Na wykształcenie i
profesję. Płeć, rodzaj, gatunek czy wiek. Z powodu poglądów, ich
braku lub niezdecydowania. Wszystkie te różnice zaczęły się
samoistnie zacierać w drodze tak wielu i tak burzliwych przemian.
Przed panowaniem Króla, za czasów Złej Królowej na przykład
istniał wyraźny podział na Pięknych i Brzydkich. Pierwsi
zamieszkiwali miasta, drudzy Mroczny Las. O średnich nie było mowy
i nikt się nimi nie przejmował. Siali i płacili podatki utrzymując
Pięknych, Brzydcy natomiast po prostu od nich brali. Sytuacja
skomplikowała się w momencie pojawienia się nowej pretendentki do
królewskiego tronu. Mawiają o niej, że była Piękna, choć to
kwestia sporna. Wszystkiemu winny bezpośredni doradca magik Lustro,
który na pytanie Złej Królowej o najpiękniejszą z Pięknych
wspomniał o Śnieżce.
Najważniejsze, że obecnie każdy już może być kurduplem,
hołotą, pedałem i ksenofobem ze względu na to tylko, jak kto kogo kim
nazwie.
Ciemność
pochłonęła całkowicie postać. O jej obecności świadczył
jedynie dźwięk stóp napotykających co rusz jakąś gałąź. Mimo
tego poruszała się ona pewnie zmierzając w zdecydowanie określonym
kierunku. Żadna z nocnych mar nie przeszkadzała jej w marszu. Nic
tej nocy nie stało jej na drodze.
Podobnie
sprawa miała się z dawnymi władcami. Sąsiednie królestwa żyły
swoimi ideałami i rewolucjami próbując zawładnąć ich krajem.
Władza ich sięgała samego dna państw. To najeżdżali sąsiadów,
to podkupowali ich lub mamili przyjaźnią oferując sojusze w
prowadzonych sporach lub wojnach. Dawni władcy byli równie ślepi
jak dzisiejszy Namiestnik. Nie zabiega on o dawne sojusze uznając je
za zbyteczne. Nie szuka nowych. Nie pamięta kto wróg, a kto
przyjaciel. Nie orientuje się już kompletnie w niczym. Wszystko i
wszyscy stali się dlań jednacy. Rodacy. Najważniejszym stał się
nadchodzący festiwal mającym znieść ostateczne różnice.
Zaproszono reprezentacje sąsiednich królestw, byłych przyjaciół
i dawnych wrogów. Wszyscy mają się zjednoczyć w czasie igrzysk
sportowych. Wrony od miesięcy kraczą o zdrowej sportowej
rywalizacji i drużynowym zjednoczeniu. Elfy z Krasnoludami,
Skrzatami, Nimfami, Trolami i Ogrami będą wspierać reprezentację.
Nocny
pielgrzym dotarł do skraju lasu. Przed nim płonęły pochodnie
rozjaśniające przełęcz. Znane mu dobrze zaklęcia trzepotały
podobnie jak w środku lasu. Nasłuchiwał. Wypatrywał. Wkrótce
dostrzegł zakapturzone widmo sunące w jego kierunku. Czekał
spokojnie. Widmo nawoływało go sowim hukiem. Odpowiedział.
- Kim jesteś? - zapytał człowiek z lasu.
- Mam ciebie zaprowadzić do doradcy Namiestnika Panie. O ile nadal chcesz się z nim spotkać i jesteś tym kogo oczekuje. Czy możesz mi powiedzieć kim jesteś?
- Jestem interpelatorem, a kim jest twój Pan?
- Mój pan nazywa się Lustro interpelatorze. Proszę za mną.
- To kim jest trener reprezentacji?
czwartek, 9 lutego 2012
Lux Kryształki
Nie jest nikomu chyba obce określenie jednostki natężenia światła zwane luxem. Za nim w linii skojarzeń stoi nierozłączny lumen, czyli jednostka miary równomiernie rozłożonego strumienia świetlnego na powierzchni jednego metra kwadratowego. Choć brzmi to na pozór dosyć skomplikowanie, to zaręczam że u podstaw obydwu leży prosta zasada miary natężenia światła. Po prostu jego jasność.
Dawniej, gdy jedyne dostępne źródło światła znajdowało się na niebie w dwóch tylko postaciach człowiek wyraźnie dzielił swoje życie na pół. Towarzyszyła mu cześć oddawana bogom, którzy rozjaśniali jego świat, myśl i życie. Tak też Ra, egipski bóg słońca był dla człowieka stwórcą świata oraz panem ładu we wszechświecie. Był najważniejszym bogiem, którego przychylność nie pozwalała mu błądzić w ciemnościach. Przybierał wiele postaci, ale sobą w pełni był zawsze w zenicie. Bywał też częstym gościem Ozyrysa - władcy ziemi, podziemi i krainy umarłych, którego ucieleśnieniem był Jah - księżyc.
Życie ludzkie ulegało światłu i jego braku. Ulegał im także jego strach. Z czasem więc naturalnym biegiem rzeczy Jah i jego dobra natura skryły się w mroku nocy. Człowiek zaś iluzoryczną zmienność kształtów nocnych uczynił atrybutem kolejnych tworzonych lub "odkrywanych" przez siebie ciemnych bytów. Światłość i jasność z kolei stała się najbardziej pożądanym przez człowieka towarem.
Zaczął on wyrażać jasno swoje myśli. Wyraźnie określać znaczenia i sensy. Poszukiwać najjaśniejszej prawdy. Szukać oświecenia i ucieczki z mroku. Zdemonizował noc i odebrał wszelkie pozytywne atrybuty ciemności. Zaprzeczył swojej dualistycznej naturze i upatrywał doskonałości w jednym, najjaśniejszym świecie. Skrystalizował swoje spojrzenie na rzeczywistość oraz kierunek, w którym zmierza. Czy aby na pewno?
Kiedy rzeczywiście ludzka nauka i badania nad właściwościami światła oraz możliwościami jego produkcji pozwoliły nam na jego ekspansję w noc podkreśliliśmy tym ponownie jego materialną wartość. Pojawiła się możliwość jego wytwarzania. Co za tym idzie, również cena. Od tej pory, kiedy tylko światło rozjaśniło ludzki mrok w słowniku narodziło się hasło luksus.
Dziś rozjaśniliśmy mrok znanego nam świata. Przyświecają nam nocą uliczne latarnie. Mrok poznawczy rozświetlają kolejne teorie. Uwolniliśmy się z pęt nocy i dnia. Niepodlegli idziemy przed siebie. W błękitnym blasku telewizyjnych prawd. Fleszach reporterskich faktów. Kryształowym szczęściu tego, co jest... A jest miło, ciepło, lekko i przyjemnie.
Kiedy spogląda on w nocne niebo ponad swoją głową nie widzi już gwiazd, a setki migocących bladym światłem okien biur i mieszkań. Nie tęskni za nimi, bo wie, że czekają na niego w przytulnym domowym zaciszu zamknięte szczelnie w kryształowym ekranie. Na zewnątrz też robi się cieplej. Przytulniej. Emitując swoje prawdy emituje on energię, ciepło, dwutlenek węgla. Rozsiada się coraz wygodniej i na coraz dłużej. Cieszy się prawdą, którą wie. Ciekłą krystalicznością swojego spojrzenia na nią.
Za oknem zaczyna padać śnieg. Pierwszy raz w tym roku i zapewne jeden raz z co najwyżej kilku. Temperatura spada, a wraz z nią częstotliwość ludzkiej aktywności na zewnątrz. W tym roku dwa razy mniej osób zdecyduje się wyjść z domów. Jeszcze mniej osób ulepi bałwana lub rzuci śnieżką. Z nieba sypią się miniaturowe magiczne kryształki, które rozjaśniają zimową noc odsłaniając zapomniane oblicze. Tak nienaturalne dla dzisiejszego człowieka. Tak rażące jego oczy. Tak śliskie i niewygodne. Zimne...
niedziela, 5 lutego 2012
sobota, 4 lutego 2012
Acta Kaja
Noc należała do najzimniejszych w roku. Ponad minus trzydzieści stopni Celsjusza przy gruncie. Grunt natomiast, to absolutna pewność własnej racji. Lute dobrały się chyba już ostatecznie do owego przeświadczenia czyniąc je czymś na kształt diamentu. Na kształt, nie zaś nim samym. Skrystalizowało się wiele poglądów. Wyklarowało opinii. Wyraźnie widać ich mocne oraz słabe strony. Wszystko sztywne i skute. Wyraźnie podkreślone różnicami temperatur.
Luty zasiadł na bramie Belwederu i z mozołem stara się przedostać na drugą stronę. W środku odwilż. Co jednak wiemy o lutych na pewno, to że są wytrwałe, ale i tak w efekcie mijają. Tak swoje przeszkody, jak i siebie same. Pytanie natomiast, co na to mieszkańcy Belwederu?
Kaj uśmiecha się na szklanym ekranie telewizora. Przynajmniej było tak przez pierwsze dni lutego. W połowie poczuł się nieco zaniepokojony. Śnieg bowiem schował już przed jego wzrokiem zarówno wszelkie środki transportu, jak i przekazu informacji. Został ze swoimi actami i kilkoma urzędnikami ministerium, którzy strategią dawnego przysłowia "jeśli wlazłeś między wrony..." przygotowują odparcie zimy.
Kaj ma ciepłe zachodnioeuropejskie futro szyte na miarę. Nie straszna mu zima i lute. Może być ich i armia cała. "Bez względu jak silne i jak wiele ich przed nami - mawia - jesteśmy na nie przygotowani i nie straszne nam tak silne amplitudy ujemne!" Kaj nie tylko wie, co jest dobre i prawdziwe, ale jest tego absolutnie pewien.
Pozostałe lute rozlazły się po wielkiej unii krajów starego kontynentu. Temperatura spada na zachodzie coraz wyraźniej. Świętowaliśmy już nadejście nowego roku. Teraz robią to Chińczycy. Nadchodzi rok smoka mawiają. Wspaniałego i potężnego. Życzliwego nam wszystkim. Nadciąga do nas potężny mityczny stwór wodny z dalekiego wschodu, by przynieść pełnię szczęścia i dobrobytu w nadchodzącym roku.
Ostatnią rzeczą, jaką zauważyłem przed całkowitym skrystalizowaniem myśli i przeświadczeń, to szklana łza spadająca z oka Kaja na zmarzniętym ekranie. Może to dlatego, że tegoroczne szczęście przywitają u nas lute?
Subskrybuj:
Posty (Atom)