poniedziałek, 4 czerwca 2012

Schizofreniczna Rzeczywistość

Istoty ludzkie od tysiącleci zadają sobie pytanie o sens, ład, jak i adekwatność Rzeczywistości, w jakiej przyszło im egzystować na przestrzeni wieków w stosunku do indywidualnych jej wyobrażeń kreowanych w oparciu o (mniej lub bardziej pełen) kontakt z otoczeniem. Czyż fantasmagoryczne obszary, w których przyszło istnieć nielicznej grupie schizofrenicznych sióstr i braci nie są niedostępnym dla nas obszarem Rzeczywistości? Czy w gruncie rzeczy my wszyscy nie jesteśmy schizofrenikami?

Cofnijmy się (w przybliżeniu) o  dwa tysiące lat. Rzymski patrycjat wsłuchuje się w plotki burzące ład ówczesnego Świata zarówno na płaszczyźnie społeczno-kulturowej, jak i połeczno-gospodarczej. Na arenę historii ludzkości wkracza bodem młody Niewolnik (filozof), który proponuje szereg przemian w wyżej wymienionych sferach rzeczywistości społecznej. Głosi nowe poglądy (w systemie "mono") w społeczeństwie "poli-fonicznym". POLIteistów naucza o MONOteistycznym - Jednym-Jedynym Prawdziwym Bogu. POLIgamistów nawołuje do MONOgamii. Burzy ład społeczny infekując jego najsłabszy obszar (w odniesieniu do intelektualnej świadomości) nowym środkiem o złudnym działaniu leczniczym - setki lat później bowiem doktryna ta posłuży do kamuflowania prymitywnych żądz jednostek, czy też grup. tak pokrótce przedstawia się historia schizofrenicznego bojownika, ideologa, który przekonał tysiące ludzi, później pokoleń do do nonkonformistycznego modelu rzeczywistości. Rzeczony projekt z ziarna Jego jaźni rozrósł się do rozmiarów gąszczu okalającego miliardy indywiduów.

Nasuwa się zatem pytanie: Czy dostatecznie silna, zdeterminowana w swym postępowaniu jednostka (następnie grupa fanatyków jej towarzysząca - rozrastająca się z czasem do rozmiarów stowarzyszenia, ugrupowania i partii politycznej) nie jest w stanie zasiać w nas ziarna zwątpienia w prawdziwość naszych sądów? Czy nie jest w stanie przekonać nas do słuszności swoich, a w ostateczności do uznania realności (ba, nawet wyłączności) jej projektu rzeczywistości?

Za doskonały przykład posłuży mi stosunkowo niedawna historia irracjonalnego (w pewnym sensie) Twórcy Nowego Świata, w którym ustala on swoisty ład i porządek. tworzy w nim nowe zasady moralne, etyczne i społeczne. [Można by uznać go za twórcę gier RPG] Człowiek ten zakłada w swym umyśle projekt Świata idealnego, w którym odrzuca wszelkie uchybienia, niedociągnięcia i słabości poprzedniej rzeczywistości. Tworzy rasę istot doskonałych - strażników wykreowanego Królestwa. Rozlicza się - początkowo w swym umyśle, następnie zaś Nowym Świecie - z błędem Boga (twórcy dotychczasowych zasad gry). Podobnie jak Niewolnik, o którym pisałem wyżej, zdobywa stopniowo zwolenników rosnąc w siłę. Po pewnym czasie hybryda stworzonej przez niego Rzeczywistości zdobywa poparcie, po czym rozpoczyna się proces wdrażania jej do istnienia. Nasz Mistrz Gry nadaje podstawy ontologiczne swym marzeniom powołując do życia (na kilka zaledwie chwil) swój urojony - Idealny Świat.

Los kpiąc z nieposłusznych mu niewolników zabiera ich w takim momencie, w których historia może penie korzystać i przetwarzać ich (pozytywny i negatywny) dorobek, ideologię, jak i realnie istniejące świadectwa urzeczywistnienia wyobrażeń. Zatem drodzy czytelnicy - posiadający własny Świat - nie bójcie się Go urzeczywistniać. Wy - żyjący w obszarze własnej imaginacji - nie pozwalajcie nikomu podważać realności swych schizofrenicznych Królestw. Nauczcie się z nimi żyć. W nich istnieć. Z innymi korelować, a gdy nadejdzie wasza kolej... kto wie?

lucypherus

Listopad 2003, nr 1 "a.k.u.s."

niedziela, 3 czerwca 2012

Interpelator


Ludzki cień zamrugał na frontowej ścianie budynku. Była głęboka noc, którą oddzielały od zabudowań skromne oliwne latarnie. Za nimi panował niepodzielnie mrok i żywiące się nim istoty. Od szumu liści odróżniał się jedynie trzepot wstążek z zaklęciami oplatających żerdzie ogrodzenia. Nikt nie miał pewności co skuteczniej zniechęca nieproszonych nocnych gości – zaklęcia, czy sam hałas. Od kilku ostatnich miesięcy nie miało to już jednak większego znaczenia. Wkrótce wszyscy mieli spotkać się i stanąć ramię w ramię.

Rozporządzeniem jej królewskiej mości sprzed trzech lat kraj miał ponad rok aby przygotować się na nadchodzące miany. Wcześniejsze pamiętali już tylko nieliczni. O wielkiej wojnie wspominano jak najrzadziej. O zaborze Księstwa Zimy już prawie tylko i wyłącznie milczano. Namiestnik zaś po tragicznej śmierci Króla rannym ptaszkom nakazał śpiewać jedynie o nadchodzących uroczystościach. To one miały zjednoczyć wszystkich poddanych. Ci z kolei dawno już przestali wierzyć nie tylko w pojednanie, ale i dzielące ich różnice.

Męska sylwetka bezszelestnie pokonała dzielącą ją od czarnego lasu palisadę by rozpłynąć się w pustce. Jej kontury odcinało jeszcze tylko niknące za nią światło. Postać poruszała się zwinnie choć towarzyszyła temu pewna niezgrabność. Trudno było określić, czy było to złudzenie wywołane światłem, czy jakiś fizyczny defekt.

Za panowania Króla jedno, co niewątpliwie uległo zmianie to podejście do ułomności i niedoskonałości fizycznych. Może nie tyle faktycznie, co medialnie. Spowodowało to spore zamieszanie w królestwie, bo wielu jego mieszkańców przyjęło salonową etykietę nienazywania rzeczy takimi jakimi je widzą, lub są. Nikt nie ważył się bowiem nazwać Króla mianem, którym określano go przed objęciem tronu ze względu na, powiedzmy sobie możliwości jakie dał mu piastowany urząd, a których jednocześnie pozbawił całą resztę dworu. Zwracano się w tej sprawie zarówno do nadwornych skrybów, jak i filozofów. Ci pierwsi bowiem zbyt nieliczni i całkowicie pochłonięci spisywaniem ustaw i dekretów nie mogli rozwiązać sprawy na poziomie słownikowym. Drudzy z kolei zamknęli się w komnacie rozważań i z tego, co wiemy są tam po dzień dzisiejszy mimo tego, że Króla już nie ma, a Namiestnika nie obchodzi ani on sam, ani problemy jakie pojawiły się w królestwie za jego rządów.

Ostatecznie kwestia nie tylko pozostała nierozwiązana, ale doprowadziła do kolejnych problemów. Kiedy bowiem nikt już nie musiał przejmować się tym jak i co o kim mówić zamieszanie zaczęło powoli nabierać konkretnego kształtu pewnego samoczynnego uporządkowania. W kronikach widnieją zapisy obrad, które zawierają wiele tego świadectw i śladów. Dowody na to znajdują się w stenopisach ich dotyczących. Warto nadmienić, że wielu skrybów jak na przykład An Słodki zaprzestało swej działalności, która początkowo w drodze przemian politycznych, zawsze zaś językowych wprawiała ich w dobry humor i rozbawienie, czemu dawali upust w swoich dziełach, potem wpędzała w kozi róg paradoksów i nonsensów, ostatecznie natomiast szaleństwo.

Czytamy zatem jak następuje fragment obrad Senatu dotyczący zamieszek przy pomniku Dębów elfickich:
„- Elf Arkin do przedstawicieli Izby Krasnoludów: Zachowanie tych kurdupli jest skandaliczne! Pedalska hołota wypuszczona z ciemnych kopalń nie potrafi robić nic innego jak tylko szkalować dobre imię czystej rasy! Obrzucać gównem i...
- Izba Krasnoludów: Chamstwo i bezprawie! Samiście pedały i ksenofoby!”

Panowały już wcześniej w królestwie podziały istniejące ze względu na zajmowane stanowiska, czy miejsce zamieszkania. Na wykształcenie i profesję. Płeć, rodzaj, gatunek czy wiek. Z powodu poglądów, ich braku lub niezdecydowania. Wszystkie te różnice zaczęły się samoistnie zacierać w drodze tak wielu i tak burzliwych przemian. Przed panowaniem Króla, za czasów Złej Królowej na przykład istniał wyraźny podział na Pięknych i Brzydkich. Pierwsi zamieszkiwali miasta, drudzy Mroczny Las. O średnich nie było mowy i nikt się nimi nie przejmował. Siali i płacili podatki utrzymując Pięknych, Brzydcy natomiast po prostu od nich brali. Sytuacja skomplikowała się w momencie pojawienia się nowej pretendentki do królewskiego tronu. Mawiają o niej, że była Piękna, choć to kwestia sporna. Wszystkiemu winny bezpośredni doradca magik Lustro, który na pytanie Złej Królowej o najpiękniejszą z Pięknych wspomniał o Śnieżce. Najważniejsze, że obecnie każdy już może być kurduplem, hołotą, pedałem i ksenofobem ze względu na to tylko, jak kto kogo kim nazwie.

Ciemność pochłonęła całkowicie postać. O jej obecności świadczył jedynie dźwięk stóp napotykających co rusz jakąś gałąź. Mimo tego poruszała się ona pewnie zmierzając w zdecydowanie określonym kierunku. Żadna z nocnych mar nie przeszkadzała jej w marszu. Nic tej nocy nie stało jej na drodze.

Podobnie sprawa miała się z dawnymi władcami. Sąsiednie królestwa żyły swoimi ideałami i rewolucjami próbując zawładnąć ich krajem. Władza ich sięgała samego dna państw. To najeżdżali sąsiadów, to podkupowali ich lub mamili przyjaźnią oferując sojusze w prowadzonych sporach lub wojnach. Dawni władcy byli równie ślepi jak dzisiejszy Namiestnik. Nie zabiega on o dawne sojusze uznając je za zbyteczne. Nie szuka nowych. Nie pamięta kto wróg, a kto przyjaciel. Nie orientuje się już kompletnie w niczym. Wszystko i wszyscy stali się dlań jednacy. Rodacy. Najważniejszym stał się nadchodzący festiwal mającym znieść ostateczne różnice. Zaproszono reprezentacje sąsiednich królestw, byłych przyjaciół i dawnych wrogów. Wszyscy mają się zjednoczyć w czasie igrzysk sportowych. Wrony od miesięcy kraczą o zdrowej sportowej rywalizacji i drużynowym zjednoczeniu. Elfy z Krasnoludami, Skrzatami, Nimfami, Trolami i Ogrami będą wspierać reprezentację.

Nocny pielgrzym dotarł do skraju lasu. Przed nim płonęły pochodnie rozjaśniające przełęcz. Znane mu dobrze zaklęcia trzepotały podobnie jak w środku lasu. Nasłuchiwał. Wypatrywał. Wkrótce dostrzegł zakapturzone widmo sunące w jego kierunku. Czekał spokojnie. Widmo nawoływało go sowim hukiem. Odpowiedział.

  • Kim jesteś? - zapytał człowiek z lasu.
  • Mam ciebie zaprowadzić do doradcy Namiestnika Panie. O ile nadal chcesz się z nim spotkać i jesteś tym kogo oczekuje. Czy możesz mi powiedzieć kim jesteś?
  • Jestem interpelatorem, a kim jest twój Pan?
  • Mój pan nazywa się Lustro interpelatorze. Proszę za mną.
  • To kim jest trener reprezentacji?

czwartek, 9 lutego 2012

Lux Kryształki

Nie jest nikomu chyba obce określenie jednostki natężenia światła zwane luxem. Za nim w linii skojarzeń stoi nierozłączny lumen, czyli jednostka miary równomiernie rozłożonego strumienia świetlnego na powierzchni jednego metra kwadratowego. Choć brzmi to na pozór dosyć skomplikowanie, to zaręczam że u podstaw obydwu leży prosta zasada miary natężenia światła. Po prostu jego jasność.

Dawniej, gdy jedyne dostępne źródło światła znajdowało się na niebie w dwóch tylko postaciach człowiek wyraźnie dzielił swoje życie na pół. Towarzyszyła mu cześć oddawana bogom, którzy rozjaśniali jego świat, myśl i życie. Tak też Ra, egipski bóg słońca był dla człowieka stwórcą świata oraz panem ładu we wszechświecie. Był najważniejszym bogiem, którego przychylność nie pozwalała mu błądzić w ciemnościach. Przybierał wiele postaci, ale sobą w pełni był zawsze w zenicie. Bywał też częstym gościem Ozyrysa - władcy ziemi, podziemi i krainy umarłych, którego ucieleśnieniem był Jah - księżyc.

Życie ludzkie ulegało światłu i jego braku. Ulegał im także jego strach. Z czasem więc naturalnym biegiem rzeczy Jah i jego dobra natura skryły się w mroku nocy. Człowiek zaś iluzoryczną zmienność kształtów nocnych uczynił atrybutem kolejnych tworzonych lub "odkrywanych" przez siebie ciemnych bytów. Światłość i jasność z kolei stała się najbardziej pożądanym przez człowieka towarem.

Zaczął on wyrażać jasno swoje myśli. Wyraźnie określać znaczenia i sensy. Poszukiwać najjaśniejszej prawdy. Szukać oświecenia i ucieczki z mroku. Zdemonizował noc i odebrał wszelkie pozytywne atrybuty ciemności. Zaprzeczył swojej dualistycznej naturze i upatrywał doskonałości w jednym, najjaśniejszym świecie. Skrystalizował swoje spojrzenie na rzeczywistość oraz kierunek, w którym zmierza. Czy aby na pewno?

Kiedy rzeczywiście ludzka nauka i badania nad właściwościami światła oraz możliwościami jego produkcji pozwoliły nam na jego ekspansję w noc podkreśliliśmy tym ponownie jego materialną wartość. Pojawiła się możliwość jego wytwarzania. Co za tym idzie, również cena. Od tej pory, kiedy tylko światło rozjaśniło ludzki mrok w słowniku narodziło się hasło luksus.

Dziś rozjaśniliśmy mrok znanego nam świata. Przyświecają nam nocą uliczne latarnie. Mrok poznawczy rozświetlają kolejne teorie. Uwolniliśmy się z pęt nocy i dnia. Niepodlegli idziemy przed siebie. W błękitnym blasku telewizyjnych prawd. Fleszach reporterskich faktów. Kryształowym szczęściu tego, co jest... A jest miło, ciepło, lekko i przyjemnie.

Kiedy spogląda on w nocne niebo ponad swoją głową nie widzi już gwiazd, a setki migocących bladym światłem okien biur i mieszkań. Nie tęskni za nimi, bo wie, że czekają na niego w przytulnym domowym zaciszu zamknięte szczelnie w kryształowym ekranie. Na zewnątrz też robi się cieplej. Przytulniej. Emitując swoje prawdy emituje on energię, ciepło, dwutlenek węgla. Rozsiada się coraz wygodniej i na coraz dłużej. Cieszy się prawdą, którą wie. Ciekłą krystalicznością swojego spojrzenia na nią.

Za oknem zaczyna padać śnieg. Pierwszy raz w tym roku i zapewne jeden raz z co najwyżej kilku. Temperatura spada, a wraz z nią częstotliwość ludzkiej aktywności na zewnątrz. W tym roku dwa razy mniej osób zdecyduje się wyjść z domów. Jeszcze mniej osób ulepi bałwana lub rzuci śnieżką. Z nieba sypią się miniaturowe magiczne kryształki, które rozjaśniają zimową noc odsłaniając zapomniane oblicze. Tak nienaturalne dla dzisiejszego człowieka. Tak rażące jego oczy. Tak śliskie i niewygodne. Zimne...