niedziela, 30 października 2011

Szklane domy

Domy milczące. Na klucz zamykane. Mieszkanie. Szuranie. Szczury przy ścianie. Nie rozróżnialne. Wręcz wyścigowe. W pędzie i smrodzie zdarte ubranie. Szary garnitur. Czerwony krawat. W piwnicy obraz. Na strychu szpagat. W pętle spleciony czeka milczący. Smog na ulicach cichy i żrący. Biel prześcieradeł okna zakrywa. Ludzkość w panice już tylko żywa. Cień od parteru po same szczyty. Prezydent jeden stoi jak wryty. Szczur podpowiada, co mówić trzeba. "Nikt już od dawna nie widział nieba." Macha ogonem, gdy przed kordonem ostatnich kwiatów opadają płaty. Cisza. Brak głosów. Ust brak, lecz stosów tysiące płoną w śmietnikach konglomeratów, wsi, pól gdzieś pomiędzy. Wszyscy bogaci, nikt nie zna nędzy. Pewnie jak Zaratustry poczciwa starowina też prawdę skrywa, prostuje, nagina, ni słowa piśnie. Choć ciśnie wielce, nawet uwiera. Hełm zamiast czapki dziś oficera czerep zakrywa. Myśl pozorna i pozorancka zasnuta dudni w lochu dewianta. Wojna, wojenka. Pierwsza, Druga, trzecia... Dziś liczą czeki, a nie stulecia. Nic to, bo przecie mieszkać gdzie mamy.

Cudowne ze szkła podłogi, ściany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz